23 października 2016

Jak zaoszczędziłem 1000 funtów w miesiąc.

Spory czas zastanawiałem się w jakiej formie napisać ten wpis, ostatecznie zdecydowałem się na przykład zaczerpnięty z własnego życia. Cała opisana sytuacja dla mnie była dość dużym objawieniem, swojego rodzaju prostym w twarz, dzięki któremu oprzytomniałem i przejrzałem na oczy. Zwróciłem uwagę na to, co zawsze mi umykało i było główną przyczyną porażek w podejmowanych próbach zaoszczędzenia jakichkolwiek pieniędzy. Taką lekcją od życia warto podzielić się z Wami.



Zdaje sobie też sprawę, że poniższy tekst dla wielu może okazać niczym nowym, a Twoja inteligencja finansowa jest na wyższym poziome niż większości społeczeństwa, jeśli tak to gratuluje i liczę na Twój cenny komentarz pod moimi wypocinami.


Czym jest oszczędzanie?
Powinniśmy mieć jasność w tej kwestii. Zapytałem kilku znajomych, co rozumieją przez słowo "oszczędzanie"
  • ograniczeniem przyjemności, zaciskaniem pasa   
  • korzystaniem z promocji w supermarketach, gotowaniem w domu
  • wrzucaniem drobniaków do skarbonki,
 
Pomysłów na to, jak oszczędzić pieniądze jest multum i nikt z nas nie ma problemów, by choć kilka wyrzucić z rękawa bez zastanowienia. Na hasło "oszczędzanie", "jak oszczędzać"  wyszukiwarka Google zaoferuje nam naprawdę pokaźną listę stron z poradnikami i pomysłami, dowiemy się z nich jak obniżyć rachunki, wybrać taniego ubezpieczyciela, wydawać mniej na żywność, jest tego ogrom, od co wiedza ogólnodostępna.

W moim przypadku nie było inaczej, spostrzegałem proces odkładania pieniędzy poprzez powyżej wymienione praktyki, problem w tym, że efektów nie widziałem. Pieniądze, które powinny zostać na koniec miesiąca, rozpływały się w magiczny sposób. Skarbonka również nie miała lekko, oj biedna skarbonka :)      

Czegoś brakowało.

Jak wprowadzenie jednego nawyku w życie, zlikwidowało ZERO na koncie.


Finansowy rollercoaster pełny emocji, niekoniecznie tych dobrych.
 Jako głowa rodziny, myśli o konsekwencjach, jakie ze sobą niesie życia z miesiąca na miesiąc, nie dawała mi spokoju. Brak odłożonych pieniędzy na czarna godzinę, w razie choroby czy innego nieszczęścia spędzała sen z oczu, o inwestowaniu też nie było żadnej mowy.
W odruchu na nie powodzenia spontanicznie oznajmiłem swojej drugiej połówce, że dziś rezygnujemy z wieczornego seansu z Polsatem, a w zamian tego siadamy do stołu i podliczamy cały swój budżet. Jeśli zapytałbyś mnie w owym czasie czy kontroluje przepływ pieniędzy przez swoje ręce, odpowiedziałbym z pełnym przekonaniem, że TAK. Wiedza ta okazała się jednak totalnym złudzeniem, a kartka papieru i długopis rozwiały wszelkie wątpliwości.

Wyobraźcie sobie wiaderko pełne dziur, przez które wycieka woda.
Przelanie wszystkiego na papier ukazało rzeczy, o których nie mieliśmy pojęcia. Nasz pierwszy prowizoryczny szkic budżetu domowego przedstawiający przepływ pieniędzy przez nasze ręce składał się z czterech segmentów zatytułowanych "przychody", "koszty", "aktywa" i "pasywa". Wzorowany był na arkuszu z gry planszowej "Cash Flow", niech mi ktoś powie, że gry to strata czasu. O grze postaram się kiedyś napisać coś więcej.


  • W pierwszym kolumnie zatytułowanej "przychody" znalazły się nasze zarobki (półtorej pensji) i wpływy z kilku stałych aktywów. 
  • W kolumnie "koszty" wypisaliśmy stałe miesięczne zobowiązania jak rachunki, raty, koszty ubezpieczenia, szkoły, wyżywienia, transportu.
  • W kolumnie "aktywa" powinny znaleźć wszystko, co generuje nam stałe dochody i wkłada do naszej kieszeni, nie chodzi tu o pracę na umowie. Aktywem jest np. mieszkanie, które komuś wynajmujemy, swój biznes o ile przynosi dochody czy też papiery wartościowe. 
  • Kolumna "pasywa" przeciwieństwo kolumny "aktywa", tu wpisaliśmy wszystko, co generowało koszty jak kredyty, pożyczki czy inwestycje generujące straty. 


Pierwszy szokujący wniosek; koszty, a przychody po odliczeniu pierwszego od drugiego dawało nadal spory wynik na plusie, gdzie znikały te pieniądze? Oczywiście wydawaliśmy je, tu nie było mowy o żadnej kontroli nad wydawanymi pieniędzmi, czy oszczędzaniu. Złudnym okazało się przekonanie, że wystarczy jedynie korzystać z promocji, rabatów zniżek, my te pieniądze i tak wydawaliśmy. 

Odzyskanie kontroli.       
W naszym wypadku rozwiązanie okazało się dość proste. Kwotę, którą według naszych wyliczeń powinniśmy zaoszczędzić (różnica "przychody" / "koszty") przelaliśmy na założone konto oszczędnościowe, pozostałe pieniądze według rozpisanego budżetu miało wystarczyć na wszelkie opłaty i koszty związane z życiem. W przestrzeni miesiąca życie trochę skorygowało nasze założenia, przewidzieć wszystkiego się nie da. Usterka samochodu czy kupno leków w wypadku choroby zazwyczaj nas zaskakują, sztuką jest być na to przygotowanym. Dlatego w naszych następnych budżetach w rubryce "koszty" znalazła swoje miejsce pozycja "niespodziewane wydatki", ustalona przez nas kwota, która w wypadku nie wykorzystania, pod koniec miesiąca wędruje na konto oszczędnościowe. Z biegiem czasu koncentrowaliśmy się na zmniejszeniu listy znajdującej się w kolumnie "pasywa" i planowaniu jak zwiększyć aktywa.
 
     
Cały zarys naszych finansów, jaki stworzyliśmy za pierwszym razem, był dość nie dokładny, zbiegiem czasu ewoluował i zmienił trochę formę. To jednak wystarczyło aby wyciągnąć potrzebne wnioski. Planowanie swojego budżetu zmieniło się w nawyk dzięki któremu, pieniądze nie przeciekają przez palce, są mądrze wydawane i inwestowane. W magiczny sposób rozlało się to również na inne aspekty naszego życia, świadomi tego, co się dzieje w naszym portfelu, jesteśmy o wiele spokojniejsi, a finansowe niespodzianki nie spędzają nam snu z oczu.
  

Nie mydląc oczu, byłem finansowym idiotą, do tego bardzo leniwym. Choć temat prowadzenia budżetu domowego przewijał się często przed moimi oczami, lekceważyłem to, tłumacząc sobie, że mi jest on nie potrzebny, wymówki typu "zarabiam za mało, by cokolwiek planować""to dla tych, którzy mają dużo pieniędzy", plus przeświadczenie o swojej nie omylności i wiedzy, świetnie pomagały się usprawiedliwić. Dlatego zapewne tak nie wielu z nas ma jakiekolwiek oszczędności, klepiąc biedę z miesiąca na miesiąc. By wyjść z błędnego koła życia za minimum trzeba planu, wymaga ruszenia tyłka sprzed telewizora i wzięcia odpowiedzialności za swoją sytuację. Jeśli nie jesteś w stanie podjąć takiego działania, najwidoczniej zasługujesz na minimum i szukanie promocji na pampersy dla swojej pociechy, które odparzą jej tyłek.